czwartek, 11 października 2012

Carrefour w Sukiennicach?

     Od czasu do czasu, mimo wielkiej awersji do polskiej polityki i tzw. "spraw bieżących" zaglądam na najbardziej uczęszczane portale, jak choćby Interia.pl. Dziś patrzę i oczom nie wierzę...

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/malopolskie/news/sklep-carrefour-express-otwarto-w-sukiennicach,1851866

Nie, to nie może być...co prawda od jakiegoś czasu widziałem, że tam jakiś sklepik otwierają, ale Carefour do Sukiennic pasuje tak, jak nie przymierzając, pięść do nosa. Czy ten artykuł istnieje naprawdę? Czy ten sklep....Co ja dziś jadłem/piłem że mam takie straszne halucynacje wzrokowe? Czy to prawda, czy sen - a może wczorajsza nalewka i/lub dzisiejszy "ruski szampan"? Carrefour Express w Sukiennicach? Tuż obok mojego muzealnego stanowiska pracy? Między wejściem do oddziału Podziemia Rynku Muzeum Historycznego miasta Krakowa a Galerią Sztuki i Malarstwa XIX i XX wieku Muzeum Narodowego? Jak to będzie wyglądać - znowu wstyd przed Europą....

Nie, cholera, to nie może być prawda...to jakieś zwidy, zmory okrutne. Czy już wszystko jest na sprzedaż, dla zagranicznych koncernów? Niewiarygodne, ale to jednak chyba dzieje się na prawdę...

EDIT, 17 X : A jednak głosy powszechnego oburzenia nie przeszły bez echa - w zeszły czwartek napis "Carrefour Express" na sklepie jeszcze był, a w piątek rano, jak już dotarłem do pracy okazało się, że go nie ma - zamiast tego "Zapraszamy 24 h". Sklep w środku dalej taki sam, nadal Carrefour (ach ten obcy kapitał!) - i nadal nie ma w ofercie alkoholu (dzięki Bogu), więc raczej nic poważniejszego, godzącego w "dostojność" Sukiennic nie będzie się pod nim dziać.
     No, teraz to mogę śmiało  powiedzieć, że z naszą "małą ojczyzną" - Krakowem - nawet nie je jest tak tragicznie, jak do niedawna myślałem. Zawsze mogłoby być gorzej - np. gdyby w tym samym miejscu powstał turecki kebab z krzykliwą, wschodnią muzyką.

wtorek, 18 września 2012

Nihil novi - ale czy na pewno?

W moim życiu na pozór niby nie dzieje się nic nowego - nadal pracuję w Muzeum, tyle że więcej czasu spędzam w pracy (przez sierpień i wrzesień nawet po 250 godzin miesięcznie). Praca z ludźmi jest męcząca i nawet nieco ogłupiająca (zwłaszcza przy takiej liczbie godzin); ciągle te same pytania: A po ile bilety? A do której? A co tam jest w środku? itd...na dodatek praktycznie przez cały czas (mam to szczęście pracować w jednym z najczęściej wizytowanych muzeów w Polsce). Choć patrząc na to z drugiej strony ciężko byłoby mi wyobrazić sobie siebie samego bez tej pracy - nie tylko w aspekcie materialnym (zarobki). Po prostu już do tego przywykłem - jest to element mojego życiowego rytmu. Zresztą już wcześniej, pracując w innych  oddziałach Muzeum poznałem ludzi, nawiązałem kontakty, słowem - wtopiłem się w instytucję. Teraz też pracuję wśród całkiem sympatycznych osób itd.

Ale pewne ogólne zmęczenie jest niestety faktem

Toteż czasami staram się "ewakuować myślowo", pracując niejako automatycznie a jednocześnie pogrążając się w rozmyślaniach nad interesującymi mnie kwestiami historycznymi, jakby "trawiąc" materiał przyswojony sobie wcześniej. Od jakiegoś czasu nagle pojawiają się całkiem dla mnie nowe, niespodziewane przemyślenia, związki między partiami materiału, których wcześniej nie dostrzegałem. Będę musiał dokończyć artykuł o nietypowych hełmach oraz napisać także następne: o inicjacjach wojowniczych, początkach państwa polskiego i kwestii obecności Germanów na ziemiach polskich we wczesnym średniowieczu.

Przygodo (intelektualna) - przybywaj!

piątek, 8 czerwca 2012

O hełmach z rogami i postaci wodza-szamana

(under construction ;)

W świadomości wielu współczesnych ludzi funkcjonuje rozpowszechniony przez kulturę popularną (filmy, komiksy, literaturę fantasy itp.) obraz wikingów jako wojowników w rogatych hełmach. Z historycznego punktu widzenia jest on niewątpliwie błędny – ale jak się okazuje nie do końca. Zgłębianie przyczyn jego pojawienia się raczej nie ma większego sensu, ale warto byłoby podjąć temat zastosowania i znaczenia hełmów z rogami, wychodząc w poszukiwaniach także poza okres wikiński. Temat ten rzadko pojawia się on w opracowaniach, a jeśli zostaje w nich zaznaczony to najczęściej powierzchownie i raczej bez głębszej myśli – różni autorzy wspominają ten wątek jedynie na marginesie innych rozważań, nie mówiąc już o np. nakreśleniu ciągłości historycznej tego zjawiska czy o badaniach historyczno / archeologiczno/ antropologicznych w tym zakresie. Pewne elementy związane z tym zjawiskiem umieszczają w swoich pracach dr Michael P. Speidel, autor wielu prac na temat historii i tradycji wojowników indoeuropejskich, oraz dr Jerzy Tomasz Bąbel, archeolog i historyk europejskiej duchowości przedchrześcijańskiej, w którego dziełach również przewija się ten wątek. Zaznaczyć trzeba, iż sama tematyka związana z wojownikami indoeuropejskimi jest naprawdę olbrzymia i ciągle jeszcze słabo eksplorowana. Jednym z jej elementów jest występowanie wspomnianych hełmów z rogami w Europie, także na terenie Skandynawii w okresie wikińskim –  a raczej możliwość ich występowania, wskutek braku znalezisk takowych. Z tego powodu wielu historyków i archeologów traktuje ten element, obecny w relacji kronikarzy jako wymysły i uważa to za niemożliwe. Należałoby zdemistyfikować (na tyle na ile to możliwe) wspomniany punkt widzenia, starając się przy tym dojść do jak najpełniejszej prawdy historycznej. Jednakże nie obejdzie się przy tym bez pewnego (z konieczności długiego) zarysu wstępnego, podejmując w nim także wątek powiązań rogów jako ozdób z szamanizmem. Po nakreśleniu genezy, zasięgu występowania i znaczenia rogatych hełmów przejdę do właściwego wątku –  kwestii możliwego występowania "rogatych" wojowników na obszarze Skandynawii w okresie wikińskim oraz łączności powyższego z dość silnie zaznaczonym w etnosie germańskim motywem postaci wodza-szamana.

      Rogi dla dawnych ludzi były niewątpliwie symbolem mocy, atrybutem wielu gatunków zwierząt płci męskiej, wykorzystywanym przez nie w ich wzajemnej rywalizacji. Symbolizowały elementy pierwotne (jak siła fizyczna, płodność, rywalizacja, dominacja), które z pewnością nie uszły uwadze dawnych ludzi, żyjących bliżej natury niż współcześni, ale także inne, o charakterze wtórnym, związane z przeniesieniem pewnych obserwacji świata natury w sferę myśli i systemów religijnych. Noszone przez człowieka sprawiały, że ten przejmował pewne zwierzęce właściwości. Wojownik (lub szaman) w rogatym nakryciu głowy wydawał się wyższy, potężniejszy, większy niż w rzeczywistości oraz bardziej "zwierzęcy" – a przez to groźniejszy, nabierając wyglądu odstraszającego wrogów i wyobrażone złe moce. Mogły też odzwierciedlać swoiste "promieniowanie mocy" nie tylko u wojownika, ale także - a może przede wszystkim - u szamana lub wodza, jak staroirańska khvarenah oraz podobne wyobrażenia u innych ludów indoeuropejskich, przedstawiane jako promienie rozchodzące się z głowy, swoista "emanacja mocy", podobnie jak rogi będąc wyrazem wewnętrznej siły (zwierzęta słabe, chore lub niedożywione nie wykształcają dużych rogów), płodności i obfitości (por. grecki "Róg Obfitości"). Były symbolem zjawisk nie tylko o charakterze naturalnym, ale poprzez utożsamianie wspomnianych sił działających w przyrodzie jako pochodzących od bogów rogi były traktowane także jako symbol boskiej mocy (posiadało je wiele przedstawień starożytnych bogów; jak egipscy Izyda, Neftyda, Hathor, semicki Baal, grecki Pan, rzymski Faun, celtycki Cernunnos, hinduski Pashupati), także tej która objawia się w człowieku (np. rogi noszone przez szamanów, uważanych za pośredników między światem ludzkim a światami bogów, duchów i przodków i czerpiących z nich swoją moc). Podobnie jak późniejsza chrześcijańska aureola wokół głów świętych rogi stanowiły zwieńczenie głowy, nadając postaci dostojniejszy wygląd, stanowiąc element znamionujący związek tejże ze sferą sacrum. Pełniły też funkcję apotropaiczną, stanowiąc element chroniący przed złem, tak jak rogi u zwierząt stanowią ich ochronę przed drapieżnikami (np. lew, wilk – tradycyjne symbole zła). Ponadto, para rogów po bokach głowy może być interpretowana jako wyraz wskazywanej przez C. G. Junga ogólnoludzkiej, archetypowej tendencji do postrzegania świata w kategoriach dwoistości, jako składającego się z przeciwstawnych par różnego rodzaju, jak dzień i noc, dobro i zło, dwugłowy orzeł, Bóg Janus o dwóch twarzach, kultowe topory o podwójnym ostrzu (zwane labris  –  często znajdowane w jaskiniach, którym przypisuje się charakter miejsc inicjacyjnych) czy celtycka, androgyniczna podwójna głowa z sanktuarium w Roquepertuse, bądź bliźnięta występujące w różnych mitologiach - jak rzymscy Romulus i Remus czy greccy Dioskurowie (notabene mieli się wykluć z jednego jajka). Zwłaszcza ten ostatni przykład zwraca uwagę na pewną cechę wspólną, która może mieć też zastosowanie w kwestii rogów, bo wspomniane dwoistości zawsze wychodzą z jednego "rdzenia" – jak rogi z jednej głowy – albo hełmu.

Mimo wszystko z czysto użytkowego punktu noszenie rogów (czy jakichkolwiek innych, dużych ozdób, zarówno w postaci anglosaskich przedstawień dzika czy średniowiecznych klejnotów herbowych) na hełmie jest raczej mało praktyczne  –  dodaje masy a hełmy były robione zwykle z grubszej blachy niż pozostałe elementy uzbrojenia ochronnego utrudnia skradanie się można zawadzić o coś
dojść do wniosku, iż ich punkt widzenia w tej materii nie był czysto użytkowy a nad powyższymi względami brały górę jakieś inne.

Jest jeszcze jedna kwestia – jedności z naturą i stanów transowych. Noszone przez szamana rogi, symbol jego mocy to także symbol zjednoczenia z naturą (przez które ową moc można zyskać), ale dla tematu wojowników noszących hełmy z rogami ważne jest, jak to zjednoczenie wyglądało w praktyce i co można było dzięki niemu uzyskać. Wiele wskazuje na to, że podobnie jak w sylwetce szamana istotą rogów pojawiających się w takiej czy innej formie jest zaznaczenie zdolności (prawdziwej lub sugerowanej) do wchodzenia w stan odmiennej, transowej świadomości. Na czas trwania takiego stanu ustaje różnicowanie na "ja" i "nie ja" (zwierzętom przypisuje się brak zdolności do takiego różnicowania, choć to ciągle kwestia sporna-prawdopodobnie niektóre gatunki wyżej zorganizowanych zwierząt, jak psy lub konie ją posiadają), podmiot ma uczucie absolutnej jedności z naturą (czasem z wyraźną dominacją danego zwierzęcego ducha). Prawdopodobnie z tym należy łączyć rogate postacie starożytnych bóstw, otoczonych przez różne zwierzęta  i siedzących w medytacyjnych pozach (notabene, jak zauważyli różni badacze - korespondujących z asaną lotosu), jak wizerunek celtyckiego boga Cernunnosa na jednej z płyt kotła z Gunderstrup czy przedstawienie rogatej postaci na pieczęci z Mohendżo Daro, identyfikowanej z hinduskim Pashupastim. Można tu dostrzec pewien zamysł twórców tych przedstawieńukazania tych bóstw jako jednoczących się z Naturą, ich związek ze wspomnianym powyżej stanem transowym – taka odmienna świadomość, osiągana na drodze medytacji jest pokrewna zwierzęcej Immelmann i Beer w Dictionary of Ethology (1989) definiują zwierzęcą świadomość [consciousness] jako „bezpośrednie uświadamianie sobie [awareness] przedmiotów, zdarzeń". Z grubsza rzecz biorąc, tak to właśnie wygląda w transie na czas jego trwania wyłączone zostają tzw. filtry percepcyjne. Jak to się ma do "rogatych" wojowników, korzystających ze stanu transowego w walce? W kontekście wojowników indoeuropejskich pierwszy przedmiot jest ważny, bo jak wykazano, kocioł z Gunderstrup miał bezpośredni związek z inicjacjami celtyckich wojowników, jedna z jego blach nawet takową przedstawiała (). Ale w takim razie, jaki jest związek przerażających, opartych na doświadczeniach traumatycznych inicjacji wojowniczych z postacią medytującego boga, otoczonego przyjaznymi dlań zwierzętami? Wspomniane wyłączenie filtrów percepcyjnych, związane z wejściem w stan transowy podczas walki ma także inne zastosowania – skutkuje m.in. zaprzestaniem różnicowania na akcje zaczepne i obronne, skróceniem czasu reakcji, czasowo zwiększoną siłą i wytrzymałością (w kategoriach zarówno "właściwej" wytrzymałości - ang. "stamina" – jak i odporności na ból) oraz pełniejszą kontrola nad funkcjami kinetycznymi własnego ciała. Toteż rogi noszone przez wojownika na hełmie mogły zatem oznaczać, że potrafi on walczyć w transie (lub chce za takiego uchodzić). przedstawiającym bezsprzecznie scenę inicjacji woj to znaczy, że oba doświadczenia wypływają ze wspólnego rdzenia. Jest nim doświadczenie transu.


Pierwsze ślady umieszczania rogów na hełmach pojawiają się w czasach ekspansji wojowniczych ludów indoeuropejskich, przenikających na zachód Europy i w basen Morza Śródziemnego, ale także na zachód i południe Azji (z Azji Środkowej, gdzie miała się znajdować praojczyzna plemion indoeuropejskich), na obszary Iranu, Indii w okresie powstawania Wed; później także na obszary dzisiejszych Chin, Korei i Japonii. Wojowników z basenu Morza Śródziemnego, którzy najechali m.in. starożytnych Egipcjan i zostali przez nich zapamiętani jako tzw. Ludy Morza egipska sztuka przedstawiała w hełmach z rogami (ciekawy, bogato ilustrowany artykuł na temat Ludów Morza i ich uzbrojenia: http://www.salimbeti.com/micenei/sea.htm). Szczególnie dużo rogatych hełmów jak i ich przedstawień (np. na posążkach) znaleziono na obszarze Sardynii – co koresponduje z faktem, że rozgromieni przez Ramzesa II i wzięci do niewoli "Ludzie Morza" później służyli w egipskiej armii pod nazwą Szardana (1). Ich techniki walki oraz uzbrojenie (szczególnie bardzo efektywne długie miecze) musiały wywrzeć na Egipcjanach i samym Ramzesie II spore wrażenie, bo to właśnie spośród nich rekrutował swoją straż przyboczną. Podobnie uczynił panujący również w XIII w. p.n.e. asyryjski władca Tukulti-Ninurta z pokonanymi i wziętymi do niewoli wojownikami indoeuropejskimi (2). Brązowe hełmy z rogami mieli nosić także główni bohaterowie "Iliady" – reprezentujący kulturę mykeńską królowie-wodzowie i herosi z okresu archaicznego Grecji (3). Co ciekawe, swoich rogatych wojowników mieli posiadać także Rzymianie w początkach swojej bytności w Italii, bowiem wojownicy-kozły, czczący Junonę Sospitę, także brali udział w Luperkaliach, podobnie jak wilczy wojownicy Romulusa i Marsa. Rzymianie co prawda zarzucili tradycje stylów wojowniczych utożsamianych ze zwierzętami na korzyść walki w zwartych, zdyscyplinowanych formacjach, ale jak sugeruje dr Speidel, ich elementy przetrwały właśnie we wspomnianych Luperkaliach (4).

Warto jeszcze zauważyć, że kształt i forma rogów (jeżeli nie naturalnych, to nawiązujących kształtem do posiadanych przez różne zwierzęta) jak również konstrukcji przypominających rogi były bardzo zróżnicowane, w zależności od tego jakie gatunki rogatych zwierząt występowały na zajmowanych przez nie terenach oraz od wagi kulturowej tych zwierząt w kulturach różnych ludów, w tym także od poszczególnych mitologii. Czasem zamiast rogów używano kłów dzika, w kręgu kultury mykeńskiej wręcz konstruując z nich hełmy, jak ten wchodzący w skład kompletu zbroi z pochówku wodza w greckiej miejscowości Dendra, bądź przedstawienie podobnego na fragmencie wazy z Knossos. Zasadnicza konstrukcja takiego hełmu była wykonana ze skóry, najpewniej utwardzonej, do której z zewnątrz za pomocą rzemieni przytwierdzano dzicze kły rozcięte po długości, tak aby formowały płytki, od wewnątrz zaś, oprócz węzłów i splotów wspomnianych rzemieni znajdowała się amortyzująca wyściółka. Z powyższymi detalami (które różnią się w zależności od tłumaczy, bo dla słabiej zorientowanych w dziedzinie rekonstrukcji uzbrojenia bywają mało czytelne) w X pieśni Iliady został opisany hełm Odyseusza. Mimo że takie hełmy zapewniały słabszą ochronę niż ich brązowe odpowiedniki, były używane przez elitę wojowników, chcących podkreślić w ten sposób swoją biegłość bojową i odwagę – polowanie na dzika było niejednokrotnie bardziej niebezpieczne niż na niedźwiedzia; w sensie symbolicznym zaś potwierdzało zdolność do pokonania sił chaosu jakie uosabiało to zwierzę (4). Toteż obecność hełmu z kłów dzika w tak bogatym pochówku jak ten z Dendry nie powinna dziwić – były używane jako wyznacznik statusu przywódcy, który musiał odznaczać się wspomnianymi powyżej cechami.

Brązowe figurki przedstawiające postacie w hełmach z rogami – Enkomi (Cypr), początek XII w. p.n.e., kultura mykeńska (źródło - wikipedia.de)
    File:Gehörnter Gott, Enkomi.jpg       File:Barren-Gott, Enkomi, 12. Jh. v. Chr. C.jpg
O ile te figurki mogą być jeszcze interpretowane jako postaci bogów/duchów opiekuńczych, to nie tylko wspomniana wcześniej Iliada, ale także przedstawienia artystyczne i znaleziska archeologiczne dostarczają nam dowodów na występowanie wojowników w rogatych hełmach już w tamtym okresie. Inna sprawa, że skoro tak przedstawiano bogów, to musiały istnieć jakieś tego przyczyny, może nawet rzeczywisty pierwowzór. Dowodów na istnienie takowego dostarczają nam inne znaleziska archeologiczne. Poniżej wojownik mykeński (z lewej) oraz nieco późniejszy wojownik celtycki (brązowa statuetka z Italii IV w. p.n.e, obecnie w Stastliche Museum zu Berlin).

             

Rogate hełmy występowały także u europejskich ludów starożytnych spoza basenu Morza Śródziemnego, z ważniejszych warto wymienić Celtów. Ozdobą celtyckich hełmów były najczęściej rogi koźle – pamiętajmy, że były to czasy zanim pojawiło się chrześcijańskie utożsamienie kozła z szatanem (a w szerszym ujęciu także utożsamienie rogów z atrybutem diabłów). Wagę tego zwierzęcia w ich kulturze podkreśla także nazwa jednego z celtyckich plemienia Brytanii, zwanego w rzymskich źródłach Gabrantovices (Ludzie-kozły). Oprócz znalezisk archeologicznych przetrwały także przedstawienia ikonograficzne tych hełmów (jak choćby na słynnym kotle z Gundestrup), w których występuje czytelny motyw rogów koźlich na hełmach u przedstawianych postaci.

Co ciekawe, rzymski historyk Tacyt (ok. 55-120 n.e.), jeden z nielicznych pisarzy starożytnych, których opisy znajdują oparcie we współczesnej archeologii, ani razu nie wspomina rogatych hełmów u wojowników germańskich. Jednakże w późniejszych czasach one niewątpliwie występowały. Kto wie, jeśli Germanie przejęli inicjacje wojenne od Celtów (jak twierdzi np. archeolog i historyk dr Jerzy Tomasz Bąbel) to mogli przejąć także i te wzorce. Celtowie bowiem często wchodzili w związki z innymi ludami (stąd słyszymy np. o Celto-Iberach czy Celto-Germanach), choć niewykluczone, że przejęcie rogatych hełmów dokonało się dopiero w czasach wspólnej służby przedstawicieli obu grup w armii rzymskiej. W następnych stuleciach bowiem, wraz z rosnącą obecnością germańskich żołnierzy w rzymskiej armii pojawiają się zapisy w rejestrach określające pewne grupy germańskich wojowników jako "Cornuti" (łac. "rogaci"), pojawiają się też ich przedstawienia ikonograficzne (np. na łuku triumfalnym Konstantyna Wielkiego).

Jak wykazano powyżej, motyw rogatych hełmów łączył się z elitą społeczną, jest bardzo stary – do tego stopnia, iż ciężko (nawet z grubsza, podając w tysiącleciach) określić, kiedy i gdzie po raz pierwszy się pojawił – ale jego historyczną historyczną ciągłość można prześledzić na przestrzeni co najmniej kilku tysiącleci, gdyż był pochodną swoistego połączenia tradycji wojowniczych, wodzowskich i szamańskich. Dzięki archeologii i antropologii wiadomo, że "przed epoką brązu, przed królewską formą sprawowania władzy w społecznościach epoki kamienia. władza także była już wykształcona. Jednakże miała ona inną postać. Sprawowali ją szamani. Była to władza o charakterze bardziej »duchowym« niż »administracyjnym«, co nie przeszkadzało spełniać jej dostatecznie (a może najlepiej w dziejach ludzkości?) funkcji sterowniczej" (5). W bardziej niespokojnych czasach epoki brązu i wczesnej epoki żelaza – okresu wielkich migracji, eskalacji konfliktów o ziemię i zasoby "wykształca się nowa organizacja społeczeństw w Europie i Azji (czy także w Afryce?), na ich czele stają tzw. święci królowie"(6). Tworzy się etos wojownika zaś etos władcy-szamana nabiera wojowniczych cech; wyrazem tego jest połączenie hełmu, na który w dawniejszych czasach mógł pozwolić sobie w zasadzie tylko arystokrata z atrybutem szamańskim czyli rogami (szamańskie nakrycie głowy często przyjmowało formę obręczy z zamocowanymi po bokach rogami). Stąd też hełmy z epoki brązu oraz ich przedstawienia w ówczesnej sztuce – zwieńczone rogami zarówno naturalnego pochodzenia jak i odkutymi (odlanymi) z brązu, występujące w różnej formie u ludów nieraz bardzo od siebie odległych. Forma różna ale idea ta sama, bo wywodząca się z wcześniejszych, szamanistycznych tradycji – podobnie było z inicjacjami wodzowskimi czy królewskimi. Aspirant do roli przywódcy, analogicznie jak w czasach wcześniejszych dopiero po pomyślnym przejściu długich i wyczerpujących psychofizycznie inicjacji, doskonalących jego charakter i pozostałe cechy osobiste stawał się wodzem, posiłkującym się w walce i rządach (wg mniemań ówczesnych ludzi) wiedzą nie tylko pochodzącą z doczesnego ale także z "innego" świata bądź światów – będących domeną bogów, innych bytów o charakterze duchowym oraz zmarłych przodków. Taka ścieżka inicjacyjna nieprzypadkowo była przedstawiana jako wyprawa do krainy śmierci – była wyczerpująca na tyle, że łączyła się z nie tyle z doświadczeniami traumatycznymi, ale wręcz z przeżyciem przez inicjowanego adepta realnego, wstrząsającego stanu z pogranicza życia i śmierci, skutkującego jego głęboką przemianą wewnętrzną oraz zmianą postrzegania świata, ludzi i rządzących nimi praw.

Przejdźmy zatem do tematu obecności rogatych hełmów na terenie Skandynawii, skupiając się na okresie wikińskim (czyli od późnego VIII do XI wieku). Temat ten budzi pewne kontrowersje, zwłaszcza że jak się powszechnie uważa wizerunek skandynawskiego grabieżcy w rogatym hełmie został utrwalony jedynie w źródłach pisanych z tamtego okresu. Zaś znaleziska archeologiczne z obszaru Skandynawii (zarówno hełmy jak i ich przedstawienia w sztuce) są dużo starsze, pochodzą bowiem z epoki brązu).




Brązowe hełmy, znalezione w bagnie koło miejscowości Veksø w Danii, ok. 1100-900 p.n.e. – w Skandynawii młodsza epoka brązu (źródło: Nationalmuseet, Dania)











O ile znaleziska z Veksø mogą nie mieć nic wspólnego nawet z dalekimi przodkami Wikingów (w końcu to prawie dwa tysiąclecia różnicy a migracje były częste) ani nawet z Germanami to nie można tego powiedzieć o tkaninie z pochówku kurhanowego w Oseberg, datowanego na 834 n.e.

(poniżej) Zrekonstruowana tkanina z pochówku w Oseberg (źródło: http://www.sjolander.com/).
W lewym górnym rogu widoczna postać w rogatym hełmie, pancerzu (?) i z mieczem, będącym w tym okresie nadal przede wszystkim wyznacznikiem arystokratycznego statusu, nie zaś bronią główną).
 the oseberg tapestry/horned helmet

To przedstawienie jest naprawdę niezwykłe. Sylwetki koni są dosyć duże, co mogłoby znamionować ich szczególną rolę, poważanie jakim się cieszyły. Służą one zarówno pod wierzch jak i do ciągnięcia wozów - swoją drogą takie czterokołowe arby kojarzą się z ludami azjatyckimi, u niektórych występują nawet do dziś w zdumiewająco podobnym kształcie. Widać wyraźnie iż mamy tu do czynienia z ludem konnym (co potwierdzają wczesne sagi), przywiązującym do koni wielką wagę i dbającym o nie – uwagę zwracają starannie przystrzyżone grzywy (w dość nietypowy sposób - z luką pośrodku) oraz zawiązane w supeł ogony. Zwracają uwagę także dziwne, kanciaste kształty tarcz (swoją drogą ciekawe, w jakich regionach używano podobnych), charakterystyczne ubiory (nakrycia głowy, luźne, szerokie spodnie i spódnice tak długie, że aż ciągnące się po ziemi) oraz nakrycia głowy. Sam pochówek z Oseberg ma o wiele więcej ciekawych cech; można się z nimi zapoznać na stronie http://www.vikingrune.com/2009/10/oseberg-ship-burial/. Natomiast przedstawiana scena to chyba nie procesja kultowa (jak niegdyś sugerowano) ale raczej  zapadłe w pamięć ludu wydarzenie, którego przedstawicielki (bo tkaniem zajmowały się kobiety) wykonały tę niezwykłą tkaninę. To raczej wspomnienie wielkiej wędrówki, odbywanej drogą lądową, z wszystkimi ruchomościami na wozach, które w przeciwieństwie do bogato zdobionego wozu znalezionego także w pochówku z Oseberg miały by wyraźnie praktyczne zastosowanie. Choć z drugiej strony jeśli tamten, tak radykalnie odmienny w swej formie był faktycznie używany tylko w procesjach kultowych (na co wskazuje jego kształt i bogate zdobnictwo) to widocznie jakiś pierwowzór dla tychże procesji musiał zaistnieć w czasach poprzedzających sam pochówek.

Wróćmy jednak do postaci w rogatym hełmie – bo wbrew pozorom sam kształt tychże rogów po przeanalizowaniu może się okazać dość ciekawy. Nie przypominają one ani rogów na hełmach z Veksø, ani tych typowych dla późniejszych hełmów germańskich, w formie dwóch smoków zwróconych głowami do środka (motyw ten był obecny także na tarczach germańskich wojowników) ani też rogów na hełmach celtyckich (te były bardziej kręte i przytępione, często poprzez zakończenie kulistymi wypustkami; jeśli dzwon hełmu miał spiczastą formę to podobną kulistą wypustką zwieńczony był na szczycie). Niewykluczony moim zdaniem jest za to wpływ ludów z obszaru Azji Centralnej. Do czasów współczesnych na tym terenie, wśród wyraźnych elementów szamanizmu, przetrwała pewna kulturowa rola rogów oraz pamięć o ich niegdysiejszych powiązaniach z wojowniczymi elitami. Ciekawy artykuł naukowy nt. pozostałości szamanizmu w Afganistanie i krajach sąsiednich:
http://www.khyber.org/publications/041-045/afghanshaman.shtml
Autor - dr Muhammad Humayun Sidky pisze w nim m.in. o związkach szamanizmu z islamską mistyką sufizmu oraz o znaczeniu rogów w szamańskich wierzeniach dawnego Afganistanu, które z kolei przeszły do lokalnej tradycji islamskiej. Podaje on także, że spopularyzowana na afgańskim (turkijskim) dworze Mahmuda z Ghazny Szah Nama (Księga Królów) określa wojowników mianem "posiadaczy rogów" – czyli noszących hełmy ozdobione rogami, a opisując ich czyni to tak, jakby opisywała kozły lub byki. Jak to się ma do tkaniny z Oseberg? Oprócz wymienionych powyżej elementów, korespondujących z obszarami azjatyckimi zauważyłem, iż podobnego kształtu jak na tkaninie z Oseberg, choć nieco mniejsze rogi występują przy dużo późniejszych (koniec XVIII – poł. XIX w.) hełmach perskich z okresu panowania w Iranie turkijskiej (podobnie jak Ghaznawidzi) dynastii Qajar. Podsumowując to wszystko, łącznie z powyższą analizą tkaniny z Oseberg – kto wie, może islandzki kronikarz Snorri Sturluson wcale się tak bardzo nie pomylił, przypisując azjatyckie pochodzenie zeuhemeryzowanym przez siebie nordyckim bogom z dynastii Azów?

Wróćmy jednakże do samej Skandynawii i tkaniny z Oseberg. Kim była postać w rogatym hełmie?
Angielski podpis głosi, że rogatą postać w rogu po lewej stronie uważa się za reprezentującą wodza lub boga. Adekwatnym funktorem prawdziwościowym dla angielskiego "or" w języku polskim jest "lub". Aby zadanie "to bóg lub wódz" było prawdziwe wystarczy że jeden z elementów tego zdania ma wartość prawdziwą. Ale też oba mogą być prawdziwe – jedno nie musi wykluczać drugiego, podobnie jak niewątpliwe zastosowanie w praktykach o charakterze religijno-magicznym (tam gdzie żyły ludy germańskie liczne są przedstawienia tańczących postaci w rogatych hełmach, często z dwiema włóczniami – po jednej w każdej ręce) nie wyklucza zastosowania bojowego. W tym przypadku najbardziej prawdopodobna wydaje się ta druga opcja, bo w mitologiach germańskich to w postaci wodza objawia się boska moc, która działając przez niego, pozwala mu nie tylko chronić swój lud od zagłady, ale także prowadzić go ku zwycięstwu. Jest on tym, który rządząc i walcząc przekazuje i wypełnia wolę bogów – czyli także szamanem/kapłanem, ale takim specyficznym, "wojennym".

Tradycja łączenia funkcji wodza i szamana przetrwała do czasów średniowiecza wśród ludów germańskich (zresztą nie tylko u nich-jednakże tam było to najwyraźniejsze), najdłużej u plemion żyjących w Skandynawii. Toteż można domniemywać, że wśród nich rogaty hełm utrzymał się najdłużej, zachowując swoją funkcję jako atrybut wodza-szamana, czyli przywódcy świeckiego a jednocześnie duchowego. Ciekawa jest także w etymologia słowa jarl, oznaczającego skandynawskiego wodza. Najwcześniejsze potwierdzenie na używanie tego terminu dają nam inskrypcje runiczne z V wieku n.e., znajdowane w środkowej Norwegii, południowej Szwecji i Finlandii. Tyle że w nich jarl występuje jako erilaR, co oznacza nie tylko arystokratę-wojownika, ale także kapłana, pana run (rozumianych nie tylko w kategoriach pisma, ale także znaków wiedzy tajemnej). Inna nazwa określająca germańskiego wodza-kapłana to goði.

Jednakże z racji dominującego rysu wodza-wojownika w tej sylwetce (ciężko pomyśleć, iż mogłoby być inaczej - z racji odpowiedzialności za byt całego ludu w czasach licznych konfliktów zbrojnych) można się domyślać, że szamanem byłby raczej takim "średnim" - gdyby użyć klasyfikacji, jaka przetrwała do dziś u ludów z wciąż żywymi tradycjami szamańskimi, nie tylko w Ameryce Płd, gdzie wciąż można natknąć się na ludy pierwotne, ale także np. u syberyjskich Chantów, Mansów, Jakutów, Nieńców. Toteż nic dziwnego, że (zgodnie z opisami w sagach i innych źródłach) w bardzo trudnych sprawach, przerastających ich możliwości zasięgali rady u szamanów "wielkich", czyli tych poświęcających się wyłącznie sferze duchowej, szkolonych w sztuce wieszczenia oraz pełniących rolę mistrzów elitarnych inicjacji: szamańskich i wodzowskich. I co ciekawe, w sagach w tej roli występują kobiety – szamanki, wieszczki, mistrzynie inicjacji zwane vǫlva (staronordycki) lub völva (islandzki). W którejś z sag jest także mowa o tym, że płaszcz takiego wodza był zdobiony piórami sokoła, symbolizującymi zapewne umiejętność odbywania transowych podróży do innego świata. Podobnie zdobiony był błękitny płaszcz wielkiej szamanki – bogini Freyi, co zapewne mogło znajdować odzwierciedlenie także u jej ziemskiej odpowiedniczki – vǫlvy.


Przypisy:

(1)  Jerzy Tomasz Bąbel, Kocioł z Gundestrup. Tajemnice celtyckich inicjacji wojennych, [w] ALBO albo 4/2006
(1)  Nie oznacza to jednak, że przybyli oni na terytorium Egiptu z Sardynii. Przeciwnie, w oparciu o znaleziska archeologiczne uważa się, że na Sardynię przybyli później, z obszarów kontrolowanych przez Egipt, dając wyspie nazwę od siebie. Zaś pierwotną ich ojczyzną miała być Jonia – leżąca nad brzegiem Morza Śródziemnego w Azji Mniejszej. Por. Margaret Guido, The Sardinians, Nowy Jork 1963. Warto zaznaczyć, że jeszcze przed ich przybyciem wojownicy-autochtoni z wyspy Sardynii używali hełmów z rogami i konstrukcjami rogopodobnymi lecz były one wyraźnie większe i innego kształtu
(2)  Michael P. Speidel, Berserks: A History of Indo-European "Mad Warriors" [w]
Journal of World History nr 2/2002, str. 253-290
(3) Jerzy T. Bąbel, Kultowe znaczenie łowów na dzika w europejskich społecznościach pradziejowych i starożytnych, http://www.rodman.most.org.pl/J.T.Babel6.htm
(4)  M. P. Speidel, Ancient Germanic Warriors: Warrior Styles from Trajan's Column to Icelandic Sagas, Nowy Jork/Londyn 2004, s. 41
(5)  http://www.salimbeti.com/micenei/helmets4.htm.
(6)  Krzysztof Kowalski, Zygmunt Krzak, Tezeusz w Labiryncie, Wrocław 1989, s. 99
(7)  Ibidem, s. 97

Kram malowniczy krakowski

Dziś spróbuję opisać ten malowniczy krakowski koloryt, a przynajmniej tę jego część, z którą od czasu do czasu mam do czynienia. Jest on niewątpliwie barwny, w niektórych elementach irracjonalny, nieraz wręcz groteskowy. Widać to wyraźnie, gdy weźmiemy pod lupę pewne charakterystyczne "typy krakowskie", obecne w rejonie Starego Miasta od wielu lat. Ciągle widzę ich będąc w pracy, więc pewnego pięknego dnia postanowiłem, że utrwalę ich sylwetki dla potomności :)  Może zacznę po kolei:

1. Starszy pan (ok. 75 lat), któremu zawsze brakuje "dwa złote do leku na prostatę" :) Naprawdę przekonujący (całkiem porządnie wygląda) i z dobrą gadką – ma nawet zawsze aktualną receptę z przepisanym lekiem (Prosta-cośtam). Wyznaję, że dałem się złapać równo pięć lat temu. Od tej pory widuję go regularnie i zawsze motyw jest ten sam: otrzymawszy pieniążek dziękuje bardzo wylewnie, obiecując modlitwę w intencji ofiarodawcy do św. Faustyny Kowalskiej, św. Stanisława et consortes. Jak widać pewne wzory żebractwa są nie zmieniły się wiele od czasów średniowiecza. Swoją drogą ciekawe, czy faktycznie klepie te pacierze;)
-
2. Pani z wózkiem – od co najmniej paru ładnych lat w charakterystycznym, staromodnym stroju krąży po Rynku Głównym i okolicznych ulicach, jeżdżąc z wiklinowym wózkiem z lalką w środku. Nikomu nie przeszkadzała ani nie nagabywała, stopniowo wpisując się w lokalny koloryt. Aż wreszcie ktoś wymyślił, że można byłoby to jakoś wykorzystać. I krąży z tym wózkiem nadal – tylko że obecnie przy okazji tegoż rozdaje także ulotki wieczorków koncertowych.
-
3. Recytatorka – krąży w okolicach Rynku i recytuje różne poezje, zapewne jakichś niszowych autorów bądź swoje własne (nie udało mi się rozpoznać autorstwa), nie przejmując się zupełnie, że nikt jej nie słucha. Swoją drogą to całkiem dziwne – niby w recytowanych przez nią utworach są rymy, jakaś intonacja ale ich tematy...sprawiają, że człowiekowi troszkę straszno się robi, jakby spotkał jakiegoś szalonego proroka. Ostatnio miała na tapecie coś o gniewie bożym i synach niewiernych
-
4. Lajkonik-alkoholik – rzekomo uliczny artysta. Nie mylić z tym, który występuje na Emaus.
-
5. Władca gołębi – jak go kiedyś nazwała młodzież szkolna odwiedzająca nasze Muzeum. Nazwa bardzo adekwatna-niechlujny gość karmi gołębie, pozwala im siadać na sobie (tak że go prawie spod nich nie widać) i karmi je bardzo głośno przy tym pogwizdując. Wychodząc po zwiedzaniu owi młodzi skonstatowali jego brak w słowach "O! Władcę gołębi gdzieś wcięło". Ano wcięło, bo za włóczęgostwo, rażący wygląd i alkoholizm zabrała go straż miejska. Ale po mniej więcej tygodniu władca powrócił :)
-
6. Zgarbiony gość – nieprawdopodobne, że można się poruszać cały czas, będąc zgiętym pod kątem 90 stopni. Choć pewnie ma to swoje zalety – jak zauważyłem, dziadek żadnemu drobiazgowi posiadającemu jakąkolwiek wartość a leżącemu na ziemi nie przepuści. Potrafi też śpiewać. Żądanie pieniędzy wyraża potrząsając ręką i wydając z siebie nieartykułowane odgłosy.
-
7. Żebracy koło trzydziestki – kiedyś nawet mnie zaczepili, a ja do nich "sorry, i don't understand". A oni ku mojemu zaskoczeniu zapiszczeli "We are poor, very poor, please give us some small money! We are hungry, we need for bread!". Wiadomo, jesteśmy w Unii, to i angielski "teraz każden jeden zna" – a jak coś powie w tym języku, to od razu Europa i jakoś tak bardziej światowo się robi :) Zdrowe chłopy, mogą się wziąć do porządnej, uczciwej pracy. Ale pewnie im się nie chce  –  żebrać łatwiej.

Wniosek: nie trzeba nigdzie daleko wyjeżdżać, do "dzikich krajów" czy choćby za granicę, aby zobaczyć "ciekawych ludzi" :) Wystarczy przyjechać na chwilę do Krakowa – albo na trochę dłużej, jak ja – wtedy takowych będziemy widzieć prawie codziennie.

piątek, 4 maja 2012

Nowoczesne metody badawcze a nauka polska

Czyżbyśmy byli nieco zapóźnieni?

http://www.polskieradio.pl/23/272/Artykul/397867,Polska-archeologia-boi-sie-izotopow

Przyszłość archeologii należy do nowoczesnych metod badawczych, które razem z antropologią, językoznawstwem i archeologią (stanowiącymi wraz z postępem w technikach badawczych i nowymi odkryciami coraz bardziej komplementarne do historii dziedziny wiedzy) mogą nas przybliżyć do poznania prawdy o przeszłości. Na pierwszy plan wysuwa się datowanie izotopowe oraz genetyka, pozwalająca wyjaśnić trudne zagadnienia jak choćby pochodzenie dawnych ludów i ich pokrewieństwo z obecnymi. Czasy, kiedy historię "pisali" historycy, archeolodzy i językoznawcy dopasowujący się do linii politycznej swoich rządów powoli odchodzą w przeszłość. Koniec fantazjowania, dzięki nowoczesnym metodom badawczym mamy narzędzia, umożliwiające zweryfikowanie różnych teorii. Można podać parę przykładów: kilka lat temu dzięki badaniom porównawczym Y-DNA upadła teoria XX-wiecznych niemieckich badaczy, łącząca Celto-Germanów R1b z Tocharami. Natomiast dzięki badaniom termoluminescencyjnym (notabene stosowanym na szerszą skalę od lat 70-tych) ostatecznie upadła spopularyzowana w Niemczech doby narodowego socjalizmu teoria, utożsamiająca kompleks Externsteine z sanktuarium pogańskich Sasów. Z kolei wiele polskich teorii (zwłaszcza wiążących się z allochtonizmem Słowian na obszarze współczesnej Polski oraz ich wczesnymi dziejami) może spotkać taki sam los - już można dostrzec pewne tego początki. Proces ten będzie trwał zapewne lata, ale jest on niezbędny - może dzięki temu dojdziemy do prawdy na temat korzeni i dziejów naszych przodków.

środa, 2 maja 2012

Historia środków psychoaktywnych cz. 1

Dziś chciałbym podjąć temat obecności środków psychoaktywnych w dawnych kulturach z terenów Europy. Będzie to część pierwsza cyklu "Archeologia a narkotyki". Nie ma on na celu, pod żadnym pozorem, promować środków psychoaktywnych - jest to jedynie próba ukazania ich roli w historii. Większość współczesnych ludzi traktuje środki psychoaktywne (za wyjątkiem alkoholu, rzecz jasna) jako obcy, egzotyczny wybryk, który dotarł do naszej cywilizacji dopiero w czasach "rewolucji kulturalnej" lat 60-tych XX wieku. Tymczasem zwyczaje odurzania się narkotykami (opium, konopie) funkcjonowały w europejskiej prahistorii; jednak w toku dziejów stopniowo środki te stały się obce naszej kulturze, choć z tym zagadnieniem łączy się z kolei pewien problem. Mianowicie, "jedni badacze w ogóle nie zauważają obecności substancji psychoaktywnych w pradziejach i starożytności, inni znowu wszędzie się ich doszukują. W sporze tym niektórzy zapominają o najważniejszym – przedtem rośliny, które dają wrażenie przejścia do innego świata i pozwalają zobaczyć niewidzialne, łączono z bogami i duchami, przez co uważane były za święte. Problem narkomanii pojawił się dopiero z desakralizacją halucynogenów. – Narkotyk był jak komunikant w Kościele katolickim – mówi dr Bąbel. – Nie wyobrażamy sobie, by ktoś, komu się chce pić, podchodził w czasie mszy do księdza i wypijał wino mszalne. Nikt nie miał też prawa wchodzić bezkarnie do świata duchów, to było niebezpieczne, więc obłożono to ścisłą kontrolą, mającą uzasadnienie kultowe i religijne."*

*Więcej w artykule "Przejścia po przęśli" autorstwa p. Agnieszki Krzemińskiej http://www.polityka.pl/historia/archeologia/280014,1,przejscia-po-przesli.read#ixzz1tnSCEneR

Do napisania niniejszego postu zainspirowały mnie właśnie ciekawe prace dra Jerzego Tomasza Bąbla (na stronie Autora - http://www.rodman.most.org.pl/JTB.htm można zapoznać się z częścią artykułów), oraz jego artykuł naukowy, opublikowany w pracy zbiorowej "Idea megalityczna w obrządku pogrzebowym kultury pucharów lejkowatych" pod redakcją prof. Jerzego Libery i dra Krzysztofa Tunia (Lublin-Kraków 2006). Jest on dostępny na portalu Taraka, pod adresem:  http://www.taraka.pl/psychomega

Mamy w nim nakreśloną rolę środków psychoaktywnych na przestrzeni dziejów w różnych kulturach, ale jest to tylko tło do omówienia zjawisk zachodzących w tzw. kulturze pucharów lejkowatych (młodsza epoka kamienia), która funkcjonowała w Europie, również na terenie Polski jakieś 4-3 tys. lat p.n.e. Zabytki archeologiczne z tamtego okresu świadczą, iż ówczesne społeczności narkotyzowały się - najprawdopodobniej w ramach rytuałów magiczno-religijnych, choć niewykluczone że także praktyk medycznych.

Przede wszystkim charakterystycznymi zabytkowymi artefaktami w kulturze pucharów lejkowatych są tak zwane flasze z kryzą, które przypominały kształtem odwróconą główkę makówki (niektóre w zadziwiająco dokładny sposób). Długo ich przeznaczenie stanowiło zagadkę dla archeologów. Współcześnie (m.in dzięki nowoczesnym metodom analiz chemicznych pozostałości po zawartościach tychże flasz) staje się jasne, iż służyły do przechowywania w środku specjalnie spreparowanego soku makowego, podobnego do opium. Najwięcej takich flasz znajduje się w Europie zachodniej. W Polsce takie zabytki zostały wykopane przez archeologów m. in. w Klementowicach koło Puław oraz w Ćmielowie-Gawrońcu koło Opatowa.


Narkotyczne flasze z kryzą na tle innych zabytków z kręgu kultury - najwierniej przedstawia makówkę okaz nr. 2, służący prawdopodobnie do przechowywania spreparowanego makowego soku. Warto zwrócić uwagę, że inne okazy - zwłaszcza nr 1. i nr 4. są mocno inspirowane kształtem ponacinanej delikatnie (celem zebrania soku) makówki - choć z ich rozmiarów i kształtów można się domyślać, iż one służyły do innych, bardziej "codziennych" celów jak np. przechowywanie żywności. Generalnie flasz z kryzą znajduje się więcej na zachodzie Europy - tam kultura megalityczna była silniej rozwinięta.


Dołączona grafika



Poza tym wśród znalezisk archeologicznych mamy także gliniane fajki służące prawdopodobnie właśnie do palenie tegoż opium, a później także nasion konopi siewnych, co poświadczają przeprowadzone badania zalegających w nich śladowych pozostałości tychże. Te prahistoryczne fajki zostały wykopane na stanowiskach archeologicznych w Ćmielowie-Gawrońcu oraz w Złotej koło Sandomierza.  Flasze do przechowywania i fajki do palenia opium znajdowano w tamtych okolicach w małych ilościach. Odwrotnie było na Pojezierzu Gostyńskim, gdzie tych rzeczy było znaleziono na tyle, iż domniemuje się, że większość tamtejszej produkcji była przeznaczona na handel. W takim układzie opium i przybory do jego konsumpcji stanowiłyby drugą (obok krzemienia pasiastego ze słynnych świętokrzyskich Krzemionek Opatowskich - oraz gotowych krzemiennych wyrobów - noży, pięściaków, grotów do strzał i włóczni, ostrzy siekier) kategorię towarów eksportowych, wytwarzanych przez prahistorycznych mieszkańców ówczesnych terytoriów dzisiejszej Polski. Co ciekawe, w Złotej znaleziono także pochodzące z okresu megalitycznego gliniane kieliszki, o pojemności porównywalnej ze współczesnymi "pięćdziesiątkami". Mogłoby to  świadczyć, iż żyjące na tym terenie ludy pod koniec epoki megalitycznej piły jakieś mocniejsze trunki niż piwo, wino czy nawet dość mocno fermentujący miód, a zatem znały sztukę destylowania alkoholu, uzyskiwania wyższych jego stężeń w napojach - sztukę, która została zatracona na długie tysiąclecia wraz z upadkiem europejskiej kultury megalitycznej. Czyżby więc niewielką nadwyżkę pszenicy/żyta, jaką dość łatwo mogły uzyskać przerabiały na wódkę? A może nie znali destylacji (bo co jak co, ale znając taką sztukę na pewno pozostawiliby po sobie wiele przedstawień figuratywnych i opowieści o tym fenomenalnym odkryciu :), ale używali tak małych naczyń, bo po prostu nie byli przyzwyczajenie do alkoholu? W każdym bądź razie pojawienie się napojów alkoholowych pod koniec epoki megalitycznej mogłoby wskazywać na jakiś obcy, zewnętrzny wpływ, związany z przemieszczaniem się innych ludów na obszar Europy.

Dołączona grafikaDołączona grafika

Ludy młodszej epoki kamienia tworzyły społeczności prawdopodobnie pokojowe i egalitarne. Istnieją uzasadnione teorie, że panował u nich matriarchat (czyli dominująca była rola kobiet), w sferze religijnej kulty księżyca, związany z rolnictwem kult płodności Bogini-Matki-Ziemi (liczne statuetki i inne przedstawienia nagich kobiet, reprezentujące atrybuty płodności i obfitości - co częściowo stanowiło jeszcze spadek po starszej epoce kamienia). Istniały wielkie neolityczne osady, liczące nawet po 5-8 tys. mieszkańców. Ludy te są zwane także ludami epoki megalitycznej - wznosiły one wielkie budowle megalityczne z gigantycznych, ważących setki ton kamiennych bloków - były to dolmeny (grobowce przykryte wielką kamienną płytą), menhiry oraz kromlechy (kamienne kręgi) - jak Stonehenge. Do dziś w środowiskach naukowców trwają spory nt. ich przeznaczenia, ale na dzień dzisiejszy możemy stwierdzić, iż łączyły one w sobie funkcje religijne i pogrzebowe.

Kres kultur neolitycznych nadchodzi w połowie III tysiąclecia p.n.e. Wg dra Jerzego Bąbla upadek megalitycznej kultury pucharów lejkowatych, odejście od opiatów i przejście do konopi i alkoholu w Europie ma związek z rozpowszechnieniem się nowych ludów, które miały inne obyczaje i bardziej koczowniczy tryb życia, oraz z katastrofą ekologiczną zaistniałą w połowie III tysiąclecia p.n.e., jaka wynikła ze zmian klimatu i wyjałowienia ogromnych połaci ziemi przez rolnictwo żarowo-wypaleniskowe - która z kolei wymuszała wspomniane wędrówki ludów. Mamy wtedy do czynienia z masowym odejściem od rolnictwa na rzecz pasterstwa, powrotem do przedrolniczego, nomadycznego sposobu życia, a po części także do łowiectwa/zbieractwa (było to niezbędne by uzupełnić braki w odżywianiu, chroniąc zwłaszcza przed niedoborami białka roślinnego i witamin). To wszystko ma też wpływ na stosowane środki psychoaktywne. Mak wymaga bowiem troskliwej uprawy a proces zbierania i przetwarzania makowego soku jest żmudny, konopie rosną natomiast w większej ilości także w stanie dzikim. Miód zdobywano z naturalnych barci w lasach, zaś winorośl i proso nie potrzebowały bardzo żyznych gleb, często rosły też w stanie dzikim.

Około 4.000 lat temu do Europy wkraczają indoeuropejscy wojownicy - pasterze-nomadzi i wraz z nimi rozprzestrzenia się tzw. kultura pucharów dzwonowatych. Służyły one do trzymania alkoholu (miód, wino i piwo) - gdyż to właśnie jego szersza konsumpcja była cechą tych nowo przybyłych ludów, a picie go zastąpiło z czasem dawne obrzędy narkotyczne. Choć nie jest wykluczone, iż ów alkohol (przy ówczesnym stanie techniki jego stężenie w płynie nie mogło przekraczać kilkunastu procent) nie był czymś jeszcze "wzmacniany" - np. grzybem Amanita muscaria - czyli po prostu naszym muchomorem czerwonym. Także piwo produkowano m.in. z zboża skażonego halucynogennym sporyszem, przy czym nie wydaje się, by czyniono to nieświadomie, nie wiedząc czym jest sporysz. Jest to pasożytnicza narośl na kłosach - bez wątpienia trująca w stanie surowym, choć jeżeli brałaby udział wraz z jęczmieniem w fermentacji alkoholowej, to działanie trujące mogło być osłabione na korzyść halucynogennego - analogicznie jak w przypadku suszenia muchomorów czerwonych, w których trujący kwas ibuteinowy zamienia się w halucynogenny muscimol. Oprócz tego rytualnym napojem wojowników indoeuropejskich była wzmiankowana w Wedach soma (Avesta określa go mianem Haoma), której podstawowy psychoaktywny składnik do dziś stanowi przedmiot debat naukowców.

Nadchodzi epoka brązu - a w niej inwazja uzbrojonych w broń z brązu, łuki refleksyjne i rydwany plemion indoeuropejskich z obszarów Azji Środkowej i Europy Wschodniej na ziemie europejskie. Czasy ich pojawienia się i podbojów cechowały się szerszym niż dotychczas używaniem alkoholu, kultem agresywnych bóstwami męskich i solarnych, patriarchatem, rozwarstwieniem społecznym (i wieczną rywalizacją o pozycje w hierarchii), umasowieniem wojen. Pojawiają się inicjacje szamańskie i wojownicze, co wpływa także na odejście od opium. Było to uwarunkowane faktem, że opium nie powoduje wizji, nie rozszerza świadomości lecz spowalnia lub nawet usypia; toteż nie nadawało się do praktyk szamańskich, wychodzenia z ciała. Do tych celów Europejczycy wykorzystywali grzyby i konopie. Opium nie nadawało się też do pewnych praktyk, dostępnych dla elity wojowników (tj. ludzi poddawanych specjalnym inicjacjom - zmieniającym ich psychikę, wytłumiającym strach, zwiększającym koordynację ruchową i zmniejszającym wrażliwość na negatywne bodźce jak ból, zimno, gorąco, głód). Do tego o wiele lepsze były pewne gatunki grzybów. Ponadto opium wzajemnie izoluje ludzi, "wyłączając" ich - czyli w sytuacji gdy konieczna (ze względów militarnych) była wzajemna integracja wojowników stawało się nieprzydatne - alkohol był do tego o wiele lepszy. Alkohol integruje, daje poczucie braterstwa (choć czasem po nim zdarzają się kłótnie i bójki), rozwija "fantazję" i przez to wspomaga twórczość, zwłaszcza gdy jest łączony ze środkami o łagodniejszym niż opium działaniu (np. przęśla skrzypowata, konopie, muchomory czerwone ew. inne grzyby z rodziny psylocibidae. Oczywiście wiele z nich, podobnie jak wcześniejsze opium, musiało być przedtem odpowiednio spreparowane - (np. poprzez suszenie na silnym słońcu) - ale opisów konkretnych procesów podawać nie będę. Są one gdzie indziej - w źródłach historycznych. Substancje te bez wątpienia wpływały nie tylko na twórczość materialną (dziwne wzory geometryczne i przedstawienia figuratywne - jakby "na haju"), misteria religijne, ale także na tworzenie nowych słów, terminów, figur stylistycznych. Poprzez wywieranie wpływu na rozwój poezji substancje o łagodniejszym działaniu odurzającym pomagały społeczności wojowniczej podtrzymywać i rozwijać swe tradycje - jest bardzo prawdopodobne, iż pod ich wpływem powstają utwory poetyckie - eposy upamiętniające bohaterskich królów i wojowników, jakich w tamtej niespokojnej epoce zapewne było wiele. Poezja bardów tamtego okresu roiła się od kwiecistych poetyckich wyrażeń - porównań, peryfraz - czyli rzeczy raczej nie pojawiających się w "zwykłym" stanie świadomości. Pomagały tworzyć, ale także słuchać - lepiej wczuwając się w losy bohaterów tychże opowieści, dając poczucie integracji z nimi jak też z innymi słuchającymi. Niektóre z nich zapewne także rozszerzały pamięć, pomagając zapamiętać dokładnie każde słowo, zwłaszcza młodym ludziom uczącym się na pieśniarzy (niektórzy studenci coś o tym wiedzą, zwłaszcza przed sesją), co miało niebagatelny wpływ na transmisję doświadczeń przez stulecia. Tak najprawdopodobniej powstała słynna Iliada, której początki (jeszcze zanim została spisana) giną w mroku dziejów. Mimo że od szacowanego historycznego czasu akcji opisywanych w niej wydarzeń do momentu jej spisania minęło co najmniej kilkaset lat, to zostało już udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że opisuje ona realne wydarzenia, przy czym czyni to z zadziwiającą dokładnością, podając m.in. detale związane z uzbrojeniem i topografią, a także prawdopodobnym historycznym przebiegiem walki - vide analizy dokonane przez historyków wojskowości i taktyków z West Point.

Oczywiście daleki jestem od tezy, iż poezja (oraz patrząc w szerszym kontekście - wyższa kultura) jest "skutkiem" przyjmowania środków psychoaktywnych. Jednakże z pewnością wywierały one znaczny wpływ na jej rozwój - wpływ znaczniejszy niż wielu naukowców byłoby skłonnych otwarcie przyznać.

CDN